Modły o lato

twórczość 9 maj 2023

- Zapraszamy do wyjścia spod kołderki. No chodź. Wyjdź, będzie fajnie. Wysuń się spod tego kocyka, nic się nie stanie, zobaczysz – mówili.

Echa ludzkich pomruków nie dawały mu spać, więc na chwilę odsunęło wygodną, chociaż szaroburą puchatą pierzynkę. Wystawiło kawałek nogi.

- No wreszcie – usłyszał niezadowolone mamrotanie, a na nogę coś spadło i przebiło ją na wylot, więc z powrotem, jak ślimak, schowało ją w sobie. To pochmurna armia broniła do niego dostępu, zrzucając na ziemię niewielkie, ostre pociski.

- Paskudo, wyjdźże – gdy pociski już roztopiły się na ziemi, ludzkie głosy stały się mniej przyjazne i bardziej wkurwione. Tym razem, żeby okiełznać ich gniew, wystawiło kawałek ręki.

Czuło się jak między młotem a kowadłem.

Ale ręka napotkała na coś mokrego i zimnego i bez żadnej zapowiedzi rozszczepiła się na siedem różnokolorowych części. Zestresowało się i z powrotem zwinęło w sobie.

- Już kurwa tak się nie da, wyłaź, bo przemocą cię stamtąd wyciągniemy, jak sam nie wyleziesz, słyszysz ciulu?

Ludzie już całkiem porzucili dekorum i jakąkolwiek pokorę.

- Wyłaź cepie – groźby były coraz liczniejsze i głośniejsze.

Słysząc takie wezwania, w chwili rezygnacji przeciągnęło się i wystawiło tysiące odnóży, ale jakaś szarobura zazdrośnica połaskotała go w brzuch. Na nowo skurczyło się w sobie.

Armia ponurych bałwanów zastąpiła ludziom drogę.

- Nie oddamy go – krzyczały pomrukiem odległego grzmotu.

- Jest nasz – mówiły zimno, ciskając pioruny we wzburzone morze.

- Nigdy go nie dostaniecie – wrzeszczały, oddechem zmiatając z nóg ludzi, drzewa, śmietniki, szyldy i wszystko, co nie było na stałe przymocowane do ziemi.

Zamilkły wszystkie głosy.

Wszystkie „cepie, ciulu, leniu pieprzony”, ale również „najukochańsze, najdroższe słońce, najwspanialsze słoneczko”.

Żadnych modlitw, próśb i gróźb, tylko jakieś pojedyncze „pierdol się”.

Wzruszyło ramionami i uśmiechnięte zwinęło jak kot na watowanej kołdrze.

Wreszcie mogło spokojnie drzemać.

I tak je znajdą.

Jak nie tu, to na Kanarach.

Dużo bardziej lubiło pracować na Kanarach. Tam przynajmniej ludzie byli wdzięczni, nie to, co tutaj. Wysilało się dla nich, a oni zawsze chcieli więcej i więcej.

To teraz niech oni się wysilą i sami go poszukają.

Słońce nie rozumiało, dlaczego ma świecić nad jakąś zapomnianą wyspą na krańcu Europy. Kończyny drętwiały mu od tego wyciągania się na kilometry.

Ludzie zawsze liczyli na to, że ktoś wykona za nich pracę.

- A takiego wała – pomyślało, wyciągając środkowy palec. Ktoś się ucieszył, że wreszcie wiosna, wreszcie ciepło, ale ono zaraz go schowało i pogroziło pięścią.

Takiego wała, ludzie, a nie wiosna.

Idę spać – zamruczało i odwróciło się dupą do zawiedzionych, zdesperowanych ludzi.

- Wal się – wymruczałam bardziej do siebie, niż do niego, szukając taniego biletu na Kanary.

Powodzenia.

Wydostać się z wyspy na końcu Europy w popandemicznej inflacji.

Ciul taki sam jak słońce.

Tagi